Inne Powiat kartuski Powiat kościerski Wokół nas

„Unia Europejska to my, dlatego musimy ją tak zmieniać, żeby jak najlepiej nam służyła”

Z posłem Parlamentu Europejskiego Jarosławem Wałęsą rozmawia redaktor naczelny Dariusz Tryzna:

Dariusz Tryzna: Proszę na początek przybliżyć czytelnikom Pana związki z regionem kaszubskim?

Jarosław Wałęsa: Moje związki z Kaszubami trwają od wielu lat. Z cała rodziną spędzaliśmy mnóstwo czasu na Kaszubach. Mieliśmy rodzinny domek w Węsiorach i nasza miłość do jezior kaszubskich, do wędkowania, do spędzania wolnego czasu na łonie natury, w otoczeniu sielskiego krajobrazu kaszubskiego, zapisana je od wielu lat. Przyjeżdżałem także z tatą do Szymbarku, do rodziny Czapiewskich. To część życia, bardzo bliska mojemu sercu. Teraz ubolewam, że nie mogę tak często przyjeżdżać w te piękne okolice, bo jako poseł do Parlamentu Europejskiego część tygodnia pracuję w Brukseli ale na pewno swoim dzieciom będę chciał pokazać Kaszuby tak jak robili to moi rodzice.

DT: No właśnie. Proszę o kilka słów na temat swojej aktywności i tego czym Pan się zajmuje w Parlamencie Europejskim?

JW.: Na potrzeby obecnej kampanii obliczyłem, że w ciągu tych dwóch kadencji, czyli 10. ostatnich lat pracy w PE,  przeprowadziłem ponad 2800 spotkań. To przeciętnie 4 spotkania dziennie, oczywiście nie licząc sobót, niedziel czy świąt. To praca, którą zawsze wykonywałem jednak z przyjemnością i poczuciem obowiązku. Zostałem wyznaczony do pracy w Komisji Rybołówstwa, gdzie jestem wiceprzewodniczącym i tam reprezentuję interesy naszych rybaków. Prowadziłem negocjacje w sprawie wieloletniego planu zarządzania na Bałtyku stadami śledzia, dorsza i szprota, co trwało dwa lata ale udało się. Prowadziłem siedem rund negocjacyjnych w negocjacjach trójstronnych z Komisją Europejską, Radą Europejską i Parlamentem Europejskim. Dobrze wiem jak trzeba negocjować, żeby wywalczyć jak najwięcej korzyści dla Polski i dla Pomorza. Założenie na początku było takie, że mam reprezentować rybaków morskich, ale rybołówstwo to przecież nie tylko morze, to także akwakultura, rybołówstwo śródlądowe, na które w tej perspektywie finansowej, zostały przygotowane bardzo duże środki.

DT: Jakie projekty przeprowadzili i jakie korzyści odnieśli z tego tytułu polscy rybacy śródlądowi?

JW: Rybacy śródlądowi mają projekty i głowy pełne pomysłów, lecz póki co korzyści nie odnieśli zbyt wielu. Serce mnie boli i bardzo ubolewam nad tym, że Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej oraz minister Gróbarczyk nie rozumie potrzeb rozwoju rybactwa śródlądowego. Ci którzy prowadzą działalność gospodarczą w sferze akwakultury, nie mają bowiem możliwości skorzystać z tych środków. W tej chwili blokowane są wnioski o dotacje. Uważam, że trzeba się kategorycznie temu sprzeciwić, bo rybołówstwo śródlądowe jest bardzo ważne, ono zyskuje na znaczeniu, a akwakultura z roku na rok będzie coraz ważniejsza.

DT: Właśnie poruszył Pan temat, który spędza sen z powiek wielu przedsiębiorcom na Kaszubach. Wielu z nich mówi od lat, że ministerstwo zapomniało o rybactwie śródlądowym. Podczas gdy inne działy produkcji rolnej są dotowane, ci przedsiębiorcy, którzy zarybiają jeziora i dbają o ich dobrostan, nie dostają nic. Coś tu nie gra.

JW.: Oczywiście, że nie gra, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Komisja Europejska przygotowała olbrzymie środki tylko i wyłącznie na rybactwo śródlądowe. Te środki są w gestii ministerstwa pod rządami pana ministra Gróbarczyka, tymczasem wnioski o dofinansowanie składane do ministerstwa przez rybaków śródlądowych, przez lata nie są rozpatrywane. To są wnioski na konkretne inwestycje. I dlatego trzeba pytać ministra Gróbarczyka, dlaczego blokuje tę ważną dziedzinę polskiej gospodarki.

DT: A jak przedstawia się sytuacja w rybołówstwie morskim, w kontekście korzyści dla naszego kraju i dobra Morza Bałtyckiego?

 

JW.: Musimy brać pod uwagę fakt, że Morze Bałtyckie wymaga od nas dodatkowej opieki. W związku ze zmianami klimatycznymi, napływ wody słonej z Morza Północnego, odbywa się już, nie co kilka lat, tylko co kilkanaście lat. A to oznacza, że Bałtyk sam się już nie oczyszcza, tak jak oczyszczał się naturalnie do tej pory. To doprowadza do tego, że stada śledzi, dorszy czy szprot gwałtownie się zmniejszają. Niektórzy naukowcy już teraz mówią, że dorsz całkowicie wyginie na Bałtyku, jeżeli nie zacznie podążać za swoim pokarmem. Sytuacja jest krytyczna, dlatego będę apelował do Komisji Europejskiej o przygotowanie odpowiednich programów, ale też pokaźnych środków na zabezpieczenie przyszłości Bałtyku. Bo kiedyś może się okazać, że w Morzu Bałtyckim nie będą pływać żadne ryby.

DT: To jest problem także naszych sąsiadów. Ale zastanawiające jest to, dlaczego ciągle zezwala się na masowy połów bez ograniczeń, przez wielkie duńskie czy norweskie trawlery, podczas gdy rybakom drastycznie się to ogranicza?

JW.: Problem połowów paszowych jest bardzo kontrowersyjny, ale trzeba uczciwie przyznać, że Polacy także łowią paszowcami. Mamy bodajże pięć takich trawlerów paszowych, które łowią w ten sposób. Ale najlepszym rozwiązaniem byłoby zabronić takich połowów na Bałtyku. W roku 1973 uchwalono Konwencję o Rybołówstwie i Ochronie Żywych Zasobów w Morzu Bałtyckim i Bełtach, zwaną potocznie Konwencją Gdańską. Ograniczała ona dopuszczalną moc silników na kutrach i łodziach rybackich. To naturalnie ograniczało zdolności połowowe danej jednostki, co było bardzo sprzyjające dla rybiego dobrostanu w Bałtyku. Można wrócić do tego rozwiązania, gdyż niezaprzeczalnie sposób w jaki odbywa się obecnie połów, zwłaszcza paszowy, to jest dewastacja i demolowanie Bałtyku.

DT: A jak Pana zdaniem wygląda wpieranie rozwoju mniejszych portów na Pomorzu? Wiemy przecież, że np. port w Ustce otrzymał solidny zastrzyk gotówki.

JW.: Tak, port w Ustce dostał duże dofinansowanie ze środków unijnych ale też rządowych na rozbudowę i modernizację. Jednak ubolewam, że pozostałe porty, np. we Władysławowie, nie otrzymały podobnych środków. Myślę, że trzeba równoważyć te wydatki, tak, żeby każdy port rybacki w Polsce, miał zapewnione podobne finansowanie na rozwój, na zmianę infrastruktury i dostosowanie do potrzeb rynku i potrzeb rybaków.

DT: Wracając do polskich rybaków, czy zachęty Komisji Europejskiej do złomowania polskich kutrów, to był trafny pomysł, z punktu widzenia polskich przedsiębiorców rybackich?

JW.: Myślę, że tak. W wyniku rekomendacji KE wielu rybaków złomowało swoje kutry, czyli na stałe zaprzestało swojej działalności. Wiązało się to z tym, że tych kutrów było za dużo i nie dla wszystkich ten biznes po prostu by się opłacał. Dobrze, że ta ilość naszych kutrów na Bałtyku została ograniczona. A ci rybacy, którzy nie widzą swojej przyszłości na Bałtyku, mają możliwości przebranżowienia, wspieranego przez KE. W Europejskim Funduszu Morskim i Rybackim jest pewna pula pieniędzy na pomoc dla takich rybaków, którzy chcieliby wystartować z całkiem inną, pozarybacką działalnością. Pamiętać musimy o jednej ważnej rzeczy. Wpływ ludzi na środowisko i obecne zdolności połowowe przekraczają naturalne zdolności rozwoju rybiego dobrostanu. Dlatego musimy robić wszystko, żeby te połowy były zrównoważone i co ważne myśleć także o przyszłych pokoleniach.

DT: Zostawiając  na boku ryby, chciałbym aby pokusił się Pan, jako gdańszczanin, o ocenę możliwości rozwojowych naszego regionu, w tym Kaszub, które przecież też sięgają morza. Czy mamy jeszcze szanse rozwoju w kolejnych latach i kolejnych dziedzinach gospodarki?

JW.: Oczywiście. Jednak niebezpieczeństwem w tej chwili jest to, że nieudolne rządy w Warszawie, nie potrafią wynegocjować odpowiednich środków w kolejnej perspektywie finansowej. Bowiem od roku 2021 nie będzie już takich pieniędzy, jakie są w obecnej perspektywie. Już w tej chwili dochodzą sygnały, że polskie rolnictwo otrzyma o 23 proc. środków mniej, czyli prawie jedną czwartą. A mówię tylko o rolnictwie. Najważniejsze jest teraz zatrzymanie tego negatywnego trendu, czyli obcinania środków na Polskę. Idąc na wybory 26 maja, musimy myśleć w kategoriach tego, że mieliśmy bardzo dobrą ekipę negocjacyjną, która wynegocjowała dla Polski 106 mld Euro, czyli około 500 miliardów złotych . Musimy zrobić wszystko, żeby przynajmniej podobne środki mieć w kolejnej perspektywie. Mamy doświadczonych ludzi, którzy już raz to zrobili, musimy dać im szansę, żeby to się odtworzyło. Jest jeszcze bardzo ważne zagadnienie, w związku z kwestiami dotyczącymi polskiej konstytucji i praworządności w Polsce. Już od 2021 roku, środki europejskie będą na sztywno podpięte pod zasadę przestrzegania praworządności. Jeżeli prawo jest łamane w danym kraju, to ten kraj będzie miał odcięte albo ograniczone środki europejskie.

DT: Przenosząc to na nasze podwórko, jeśli w jesiennych wyborach parlamentarnych wygra PiS, to nie należy się spodziewać odwrócenia obecnie prowadzonej polityki. Czyli rozumiem, że wtedy będziemy narażeni na dużą utratę środków?

JW.: Już teraz jesteśmy w Europie na uboczu. Polska jest osamotniona, bez żadnych sprzymierzeńców. To jest bardzo niebezpieczne. I jeżeli te środki naprawdę zostaną odcięte, to wszyscy to odczujemy. Nasze miasta, ulice, chodniki, szkoły, przedszkola różne inwestycje były w dużym stopniu dofinansowane z pieniędzy europejskich.

DT: No właśnie. Jak rozmawiam z osobami z różnych środowisk zawodowych, to wszyscy przyznają, że gdyby nie ta UE, to obraz Polski byłby teraz trochę inny.

JW.: Dzisiaj byłem w Sierakowicach. Przypominam, że mieszkańcy tej gminy w większości głosowali przeciwko przyjęciu Polski do Unii Europejskiej. Ale ci którzy głosowali przeciw, teraz muszą powiedzieć, że ostatnie 15 lat, to był najlepszy okres rozwoju Polski. 26 maja są wybory do Parlamentu Europejskiego. Są one szczególnie ważne, bo musimy zdawać sobie sprawę, że Unia Europejska nie jest gdzieś daleko, z dala od nas. Unia Europejska to my, dlatego my musimy ją zmieniać tak, żeby jak najlepiej nam służyła. My Polacy, musimy być przy głównych stołach negocjacyjnych, my musimy proponować rozwiązania i kierunki rozwoju. Po drugie, trzeba pamiętać, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego mamy bardzo specyficzną ordynację wyborczą, która promuje okręgi z największą frekwencją. Jeżeli pójdziemy na Pomorzu tłumnie na wybory, to będziemy mieć więcej reprezentantów w Parlamencie Europejskim od innych regionów.

DT: I na koniec, proszę coś powiedzieć o sobie.

JW.: Od ośmiu lat jestem żonaty. Mam dwójkę wspaniałych dzieci, Wiktora i Leę. Na początku roku mieliśmy trochę obaw, związanych ze skomplikowanym zabiegiem kardiologicznym mojej córeczki. Ale teraz czuje się ona coraz lepiej, przybiera na wadze i mam nadzieję, że będzie całkowicie zdrowa. Mam to szczęście, że moja żona wspiera mnie we wszystkim, dlatego mimo mojej nieobecności od poniedziałku do czwartku, żona zajmuje się prowadzeniem domu, co zapewnia odpowiednią harmonię rodzinną. Silna, wspierająca, kochająca żona i rodzina to jest najlepsza rzecz jaka mi się przytrafiła. I nie jeżdżę już na motocyklu, bo miłość mam jedną –  wspaniałą żonę.

DT: Dziękuję za rozmowę.

Komentarze